Mama i ja

 

Bardzo trudny temat. Tak łatwo rani się tych, których się kocha. Wszystko boli. Pamięć jest paskudna, bo zapisuje mocno to, co bolesne. Słowa i zdarzenia, które wolelibyśmy wymazać z pamięci. A przecież było całe mnóstwo pięknych chwil. Szkoda, że tak trudno je sobie przypomnieć. Dużo myślę o tej relacji. Ile w niej trudu i ile zmagań. Ile bólu. Dlaczego tak się dzieje? Pewnie jest wiele odpowiedzi na to pytanie.

Czytam z zapałem kolejne książki o tej relacji, oglądam filmy i słucham audiobooków... tak jakbym chciała zobaczyć z boku. Pewnie każda z nas matek mogłaby napisać książkę o tym, jak bardzo kocha swoją matkę i jednocześnie jak trudna bywa ta miłość. Jak trudna była i czasem dalej jest.

Kilka refleksji, pomogło mi ostatnio, lepiej to zobaczyć. Jedna z nich to słowa, które gdzieś przeczytałam "dom jest kobietą". Mój dom to ja, każda rzecz i półka jest wyrażeniem mnie samej. Teraz już lepiej rozumiem co się dzieje we mnie, kiedy słyszę głos "może byś zmieniła te firanki bo nie pasują..." Nie wiedziałam, dlaczego to mnie tak odpala... Teraz wiem. Teraz się uśmiecham do mamy i do moich firanek i spokojnie mogę powiedzieć " a ja je lubię, są takie moje" . Kiedy ktoś krytykuje mje firanki to ja słyszę, że to ja nie wygladam dobrze/ mówiąc delikatnie/.

 Znacie te rozmowy? czy tylko ja tak mam? Tylko mnie wkurzają takie uwagi? Moja mama jest cudownym człowiekiem i teraz z wielu naszych rozmów po prostu się śmiejemy, ale potrzebowałam czasu, żeby móc powiedzieć: "to co mówisz mnie nie wspiera, a potrzebuję twojej pomocy, możesz powiedzieć coś innego?"

Nie da się rozumieć relacji z własną córką jeśli nie przyjrzymy się relacji z matką. Trzeba to zobaczyć. 

Jest cała masa artykułów w tym temacie. Nie będę ich powtarzać. Chcę się podzielić tym co mnie porusza w tej materii. To co nas tak bardzo porusza i działa jak płachta na byka to ukryta krytyka, albo delikatna sugestia, że powinnaś się zmienić. 

Ale czy ja tak samo nie postępuję w stosunku do mojej córki? Co mówię? A co myślę? Czasem mówię coś tylko dlatego, że w środku tak bardzo chciałabym, żeby to moje dziecko coś robiło inaczej, albo czegoś nie robiło... Kiedy córka dorasta to już trochę późno na lekcje sprzątania. Kiedy dorasta szuka swojego sposobu na sprzątanie. To dotyczy właściwie wszystkiego. 

Mam w sobie jeszcze taką myśl, że moje szczęście zależy tylko ode mnie. Nie dam go sobie odebrać. Moja dorosła mama może wybrać, moja dorosła córka też wybiera. Ja też wybieram. Jestem córką matki i matką córki ale to nie jest moja jedyna rola. Nie chcę się definiować poprzez tę rolę. 

Wiem, że jest w tych moich myślach pewien bałagan. Może dlatego, że ta relacja jest takim właśnie bałaganem, który naprawdę trudno posprzątać. Poza tym, czy ja chcę sprzątać, czy ja tego potrzebuję?

Komentarze

Popularne posty