złość jak zaraza
A było tak. Jedziemy spokojnie, nagle pasażerka z przodu krzyczy, że pasażer z tyłu jest niezapięty i należy to szybko zrobić bo przecież niebezpiecznie i że ten pasażer drugi z tyłu ma zapiąć młodszego brata a ten drugi krzyczy, że ten pierwszy niech się zapnie sam. A ja właśnie na skrzyżowaniu, muszę kontrolować auta z każdej strony i lusterka i jeszcze moje dzieci, bo zaczyna robić się ostro. No to krzyczę, spokój bo nie wytrzymam... nie pomaga. Mały krzyczy, że sam się zapnie, ale nie dziś, duży szarpie pas i krzyczy na małego, siostra z przodu krzyczy na dużego że powinien, ja krzyczę na dużą żeby przestała i ....
Zjechałam na pobocze...Zatrzymałam samochód, mrucząc pod nosem wysiadłam, zapięłam małego w pasy z tyłu, nabrałam powietrza trzy razy. Wsiadłam. Cisza.
Po chwili postanowiłam wrócić jednak do sytuacji. Pokazać mechanizm domina dzieciom. Wystarczy, że jedna osoba się zdenerwuje a potem kolejna i kolejna i kolejna. Podobnie jest z radością.
Wniosek: zarażajmy się radością :)
a co ze złością? ano jak przyszła niech idzie, nie łykamy tej zarazy.