Zabalowałam


 

Witaj, 

dziś poniedziałek i pozwól, że zatrzymamy się na kolejnej myśli z naszego rodzicielskiego podwórka. 
 
Jak tam Twoja energia? Ruszamy w podróż zwaną: szkoła i wyścig z czasem?

Masz siłę? 

Ja mimo wielu wyzwań, mogę powiedzieć dziś: tak mam siłę.

Wiesz, jak to zrobiłam?


Mój mózg odpoczął, bo „zabalowałam” w sobotę 
Tak, mimo trudnej rodzinnej sytuacji nie zrezygnowaliśmy z mężem z zaplanowanego wyjścia na bal.
Czy można się odciąć od trudnych spraw i po prostu tańczyć?

Można, a nawet trzeba.
Dziś chcę Cię zachęcić do „balowania”. Możesz wymyślić własną nazwę, ale czasem warto "zabalować".

Każdy dzień przynosi nowe rodzicielskie wyzwania. Każdy dzień jest jak etap w grze, który trzeba przejść, choć czasem brakuje wiedzy, jak ta gra działa.
Jest tyle zmiennych i niewiadomych, tyle nieprzewidywalnych zdarzeń, że czasem po prostu brakuje pomysłu.

Mimo to każdego dnia idę dalej. Mimo to chcę żyć pełnią życia.


Choć nie przepadam za niespodziankami, one spadają dość często na moją głowę. Biorę. Rozpakowuję i zastanawiam się, co z nimi zrobię. Nie wszystkie mi się podobają.
Nie pozwolę jednak, by odebrały mi moją radość.

Nikt nie zabierze mi mojego "balowania" ;)

Różnie mi wychodzi to cieszenie się, ale plan mam zawsze ten sam. Będę się cieszyć życiem, spotkaniami z ludźmi, okruchami życzliwości, moimi małymi zwycięstwami.
Tym, że wstaję z łóżka i na wołanie dziecka odpowiadam: idę, poczekaj (choć mi się nie chce). Ale wiem, że mały człowiek mnie potrzebuje. Idę…

Co z tym balowaniem?


Kiedy wychodzisz z domu i wiesz, że to jest na granicy rozsądku, że opiekunka nie wygląda na pewną siebie, przychodzi Ci do głowy myśl: może jednak zostanę? Przecież dzieci są ważne.
Bal? A jeszcze będą inne bale.
Zostajesz i po jakimś czasie masz żal do dzieci, że to przez nie przepadła Ci taka okazja. Gdzieś w środku kiełkuje złość i zaczyna się pokazywać.


Scenariusz drugi?

Idziesz na bal. Masz ze sobą telefon, prosisz o pomoc zaufanych przyjaciół, którzy mieszkają bliżej. Modlisz się do wszystkich świętych, żeby przez te kilka godzin nic się nie wydarzyło.
W samochodzie podejmujesz decyzję: nie gadamy o dzieciach i problemach. Będziemy "balować".
W międzyczasie odbierasz jakieś wiadomości, że nie zjedli, albo zjedli, że mają gorączkę, ale opanowana.
I trzymasz się swojego postanowienia: będę cieszyć się życiem i balować. Dziś mam taki plan.

Wracam do domu. Ogarniam życie. 

A ta energia, którą nagromadziłam na balu, będzie mi towarzyszyć.
To ona da mi siłę na jutro i pojutrze i kolejne dni, a może zostanie ze mną dłużej.


Mam w sobie radość z "balowania", czuję jeszcze tę muzykę, zapach kawy i śmiech z przyjaciółmi. Widzę piękną salę i czuję, że jest mi dobrze. Zanurzam się w tym wspomnieniu i znowu tańczę na parkiecie. Jest mi dobrze.


Tak wiem, puk, puk to poniedziałek i kosmiczne sprawy do ogarnięcia.
Dam radę.

Wiem, że trudno jest wyrwać czas dla siebie.
Wiem, jak trudno jest wyjść z domu bez dzieci, nie gadać o problemach.

Wiem, że jest tyle tematów, które trzeba poruszyć, bo przecież Michaś… a Klara…
STOP nie rób tego.
To Twój czas na rodzicielskie „balowanie”. 

Jak to jest?

Wychodzicie gdzieś razem, żeby nabrać sił? Bez gadania o dzieciach? Bez rozwiązywania trudnych spraw. Tylko zabawa i radość?

Gdybym tego nie robiła, pewnie życiowe niespodzianki by mnie pokonały. 

Chcę iść do kina, tańczyć na balu, iść na kabaret, koncert.

Moje życie nie zacznie się jutro. Ono jest dziś. 

Moje dzieci chcą mieć rodzica, który potrafi zadbać o swój dobry czas. Co wcale nie jest takie łatwe, ale naprawdę warto. 

Ściskam Cię mocno.

 

Magda Sabik

Komentarze

Popularne posty